Chodząc z dłońmi w kieszeniach, pałętałam się po uliczkach White Eagle. Było zimno, powoli dochodziło do północy. Mróz szczypał w odsłonięte części twarzy. Nie pomogło nawet naciągnięcie szalika na nos. A temperatura miała spaść jeszcze niżej. Z westchnieniem usiadłam na schodach wiaduktu, przypatrując się migającej latarni. Nic lepszego nie miałam do roboty. Nie było sensu wracać do internatu, a świeże powietrze przynosiło mi swego rodzaju ukojenie. Od paru dni przeszywały mnie nagłe bóle głowy, połączone z mdleniem. Badanie krwi nie przyniosło żadnych efektów, więc zrezygnowałam z dalszego chodzenia do lekarza.
Nim się zorientowałam, niebo przesłoniły chmury, z których zaczął sypać śnieg. Z początku delikatnie, zaś z biegiem czasu płatków było coraz więcej. Właśnie to zmusiło mnie do powrotu. W końcu trampki i wiatrówka to nie najlepsze połączenie ze śniegiem. Odgarnęłam włosy na jedną stronę, coby nie wpadały mi do oczu i niechętnie wstałam z, zagrzanego już, miejsca.
Ulice były opustoszałe, a światła w domach zgaszone. Czułam się, jakbym była ostatnim człowiekiem na ziemi. Z resztą, miałam do tego prawo. W końcu jedynym źródłem światła były latarnie, które tak czy siak gasiły się i na zmianę zapalały. Wbiłam wzrok w swoje stopy. Nie przejmowałam się tym, że na kogoś wpadnę. A jednak niesłusznie. Spojrzałam na osobę przede mną, która była tak samo zszokowana. Jakby tego było mało, kojarzyłam tego kogoś z internatu.
[ Ktoś? ;-; ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz