Jestem feniksem.
Upadam i powstaję.
Powoli podchodzę do Nico, uważnie stawiając kroki, jakby jeden źle postawiony miałby sprawić, że podłoga się zapadnie. Otworzył się na mnie, widać to po nim, odwdzięczę się tym samym. Siadam na parapecie, teraz dzielą nas tyko centymetry. Czuję bijące od niego ciepło... Tak dawno nie było mi dane rozkoszować się bliskością drugiego człowieka, bez żadnych konfliktów. Ot tak, po prostu. Nie wiem dlaczego, ale przypomina mi się podstawówka. Zupełnie tak, jakbym miała deja vu. To był ostatni dzień roku szkolnego, żegnałam się z moim przyjacielem najpewniej na zawsze- przeprowadzałam się do innego stanu. Spoglądam kątem oka na chłopaka o atramentowej czuprynie.
— Wiesz... Miałam kiedyś kolegę. Przyjaciela. Strasznie się gryźliśmy, o wszystko. Ale zawsze mogliśmy na sobie polegać. Też miał ciężko, rozumieliśmy się... Przychodził do szkoły posiniaczony, podobnie jak ja. Czasami nawet porównywaliśmy, kto mocniej dostał od rodziców... — Śmieję się gorzko. — Nigdy nie zapomnę tego, że trudno było wypowiedzieć mu moje pierwsze imię. Mówił mi drugim- Avelyn. Choć on to tak ładnie wypowiadał, dla niego byłam Avelajn, a nie Avelin. — Kładę dłoń na jego dłoni, delikatnie, ostrożnie, jakby był z porcelany i kontynuuję. — Przypominasz mi go... Ale nie dlatego chcę stać się dla ciebie przyjaciółką- wierzę, że warto zdobyć twoje zaufanie, Nico.
[Nico?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz