Stawiam kolejne łapy na mokrym jeszcze śniegu, który przylepia się do moich łap, przez co moja podroż jest utrudniona. Jest mi coraz ciężej, a śnieżyca postanawia nie ustawać. Idę pod wiatr czując, jak każdy płatek śniegu wchodzi pod moje futro, mrożąc mnie żywcem. Jednak idę dalej, byle by się nie zatrzymać, a gorzej, żeby nie zawrócić. Muszę iść przed siebie. Po chwili widzę światło. Ale nie światło takie, które widzą umierający. To bardziej... pociąg! Za nim dźwięk lokomotywy przedrze się wpierw przez śnieg, a następnie moje uszy, zeskakuję z torów, na jakich stałam. Gdy maszyna przejeżdża obok mnie, tracę równowagę przez wicher stworzony przez nią. Pędził jak oszalała, a ja trafiłam na śliski śnieg. Nie mam kiedy wbić pazurów w lód, gdyż za nim się obejrzę, zaczynam się toczyć, niczym mała biała kulka śniegu z górki. Świat wiruję. Nie mogę się zatrzymać, aż w końcu na mojej drodze stoi drzewo. A dalej las. Nie mam szans się zatrzymać, więc czekam na zderzenie.
Gdy otworzyłam oczy budząc się tym samym ze snu, zobaczyłam biały sufit. Poczułam zapach takiej... czystości, jakby chemii. Zawsze czuje tą woń w jakichś szpitalach czy u dentysty. Na początku czułam bolący impuls głowy, który przeszedł niczym czarny galopujący koń po pustym korytarzu, waląc głucho swymi podkowami o kafelki. Jęknęłam cicho, po czym podniosłam głowę. Zobaczyłam szklaną szafkę, za którą widniały lekarstwa. Ściany były odcienia błękitu, aczkolwiek podchodziły bardziej pod biel, jak w takich psychiatrykach. Gdy się rozejrzałam, zobaczyłam pielęgniarkę i jakiegoś chłopaka. Kobieta stała przy jakimś biurku i coś dodawała do strzykawki. Spojrzałam się do potem na tego kogoś.
- Czeeeść... - przedłużyłam dalej zdezorientowana. - Co ja tu robię? - zapytałam całkowicie zapominając, co się stało. Pamiętam tylko bardzo mocny ból głowy i tyle.
< Rey?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz