-Co ty odwalasz?!-Wydarłem się. Widząc, co robi ten idiota, rozmowę o mojej zmianie pokoju zdecydowałem się odłożyć na potem. Costin tak się wystraszył, że upuścił żyletkę, a ta wpadła do zlewu. Z jego lewej ręki ściekała krew. Zastygłem w bezruchu z rękami podniesionymi na wysokość klatki piersiowej. Poruszyłem palcami, tym samym odzyskując władzę w dłoniach.
Costin nie odpowiedział, tylko patrzył na mnie w milczeniu, podczas gdy jego ręka krwawiła w najlepsze. Wyleciałem z łazienki jak torpeda i sięgnąłem do apteczki, którą miałem w nierozpakowanej jeszcze do końca walizce. Wziąłem jakiś płyn oczyszczający, gazę i bandaż. Wbiegłem znów do łazienki, złapałem go za przedramię, jednak ten zabrał rękę z mojego uścisku.
-Powaliło Cię? Dawaj tę łapę!-Krzyknąłem. Ten jednak nie zamierzał dać się opatrzyć. Złapałem go za grzywkę i walnąłem jego głową o ścianę tak, aby skupił się na głowie, a nie ręce. Chwyciłem znów jego przedramię, nalałem trochę płynu do oczyszczania ran na gazę i przyłożyłem mu do ran.
Zawiązałem szybko bandaż na kokardkę i zagroziłem:
-Jeśli to zdejmiesz-tutaj wskazałem na bandaż-to przywalę Ci znowu głową w ścianę.
<Costin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz