Gdy poczułem, że ręce Mii oplatają moją szyję, podniosłem się i chwyciłem ją koło kolan, by ze mnie nie spadła. Idąc tak z dziewczyną na plecach, przechodziliśmy koło parku. Jak na złość, jedna z lamp się zepsuła, akurat obok nas. Usłyszałem szmer, który dość mocno mnie zaniepokoił.
- M, zejdź na chwilę. - powiedziałem cicho, nie spuszczając wzroku z zacienionych zarośli. Dziewczyna posłuchała i zjechała z moich pleców, stając na swoich nogach. Objęła się rękoma i cofnęła się o krok.
- R-ratunku.. Proszę.. - dobiegł mnie słabnący, dziewczęcy głos. Nie zastanawiając się, popyliłem do przodu od razu skręcając w zarośla. Wzrok, który zdążył przyzwyczaić się do ciemności mnie nie zawiódł. Jakiś, na oko, dwudziestolatek, dobierał się do śmiertelnie przerażonej dwunastolatki. Chwyciłem gnoja za szmaty i pociągnąłem w swoją stronę. Nie dając mu nawet czasu na to, by otworzył tę swoją parszywą mordę, przywaliłem mu z prawego sierpowego. W dwie sekundy pojawiła się za mną różowowłosa dziewczyna.
- C-czy.. Czy on nie żyje? - zapytała cicho, widząc, jak krew wylewa się z jego ust.
- Nie obchodzi mnie to. Powinien zdychać w tych krzakach. - warknąłem, kopiąc go na zakończenie. Podałem rękę jego ofierze, delikatnie pomagając jej wstać. Poprosiłem Mię, by z nią porozmawiała, uspokoiła ją choć trochę. Ja w tym czasie zadzwoniłem po jej mamę. Okazało się, że dziewczynka wyszła na spacer z wujkiem, któremu bezgranicznie ufano.
[ Mia? Co tam dalej się działo? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz