Jak to mam w swoim zwyczaju, chciałam poznać nowego ucznia. On oczywiście widocznie nie miał na to ochoty. Odparł tylko, że ma siostrę, po czym odszedł z wymówką, że musi iść na lekcję. Jakoś w to wątpiłam i to bardzo, ale co ja będę dociekać prawy? Skoro ne chcę, to nie będę natrętna.
On ruszył w swoją stronę, a ja w swoją. Rainden kierował się do uczelni, a ja na miasto.
Krok za krokiem. Drugi, piąty, dziesiąty. Rozglądałam się wokół, przyglądając się ludziom. Wszyscy byli całkowicie inni. Nie mówię tu tylko o wyglądzie, bo trafiłam także na dwie bliźniaczki, które były słodkimi siedmiolatkami. Chodziło mi o ich nastawienie do świata. Inni się cieszyli, że wiedzieli swoim znajomych, albo ktoś zrobił coś głupiego, czy opowiedział żart. Dzieciaki albo biegały radośnie z rówieśnikami, albo szły z ponurymi minami trzymając ręce rodziców. Nawet zwierzaki były inne. Albo szły posłusznie przy nodze pana, albo biegały, latały radośnie, obwąchując wszystko i chcąc wszystko oznaczyć, niestety nie mogli tego.
Znalazłam się w centrum miasta. Sklepy odzieżowe, kina, galerie, różne fast foody, salony gier, kawiarnie, bary, kręgielnie i sama nie wiem co jeszcze. Ja wybrałam się do kawiarni, gdzie zamówiłam kawę. A nawet przypadkowo poznałam jakąś dziewczynę, która wystawił chłopak. Szybko znalazłyśmy wspólny temat do rozmów, aż w końcu ona zapomniała o swoim problemie. W końcu obydwie musiałyśmy się zwijać do siebie, bo robiło się późno. Co zabawniejsze, nie poznałam jej imienia.
<Raiden? Wybacz, że musiałeś czekać>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz