Spojrzałam z nieukrywanym zaskoczeniem na chłopaka. Zmarszczyłam lekko brwi i zlustrowałam go od stóp do głów.
- Wiesz.. - zaczęłam. - Rozbierz się i pilnuj swoich ciuchów. To bardzo ambitne zajęcie. - mruknęłam, przenosząc wzrok na paznokcie. - No dalej, czekam.
- To ty tak na serio? - zapytał, podnosząc się z dywanu. Otrzepał ciuchy z kurzu i podparł ręce na biodrach.
- A wyglądam, jakbym żartowała? - odpowiedziałam, nawet bez cienia uśmiechu. Oparłam się o ścianę i zaczęłam tupać jedną stopą. - No szybciej, nie mam całego dnia!
- Ok. Zobaczymy, kto tu dłużej będzie czekał.
- Czy to jest zakład? - tym razem to ja zapytałam, unosząc jedną brew.
- Traktuj to jak chcesz. - odpowiedział, zaplatając ręce na piersi.
- Dobra.
- Dobra.
Po tym, jakże długim, monologu, zasiadłam na podłodze i przysunęłam do siebie torbę, obserwując chłopaka spod przymrużonych powiek.
[ Aesop? Wybacz mi długość ;-; ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz