Kiedy Mahiru wyszedł postanowiłem zignorować kujący ból serca i wrócić do spania, jednak trzykilogramowa kulka futra mi na to nie pozwoliła, wskakując na moją pierś. Spojrzałem na Kuro wymownie.
- Dlaczego gapisz się na mnie, jakbym ci matkę zabił? - warknąłem, a kot wbił we mnie pazury. - Chcesz mi piwiedzieć, że znoeu zchrzaniłem i mam teraz blagać o litość? Nie będę słuchał czarnego kota. Ja nawet nie lubię kotów - mruknąłem. Całą akcję przerwało pukanie do drzwi, dlatego zarwałem się z łóżka i sięgając po koszulkę otworzyłem drzwi. Uśmiechnąłem się przepraszająco i przepuściłem w progu.
- Słuchaj, przepraszam. Możemy iść do tego wesołego miasteczka jeśli chcesz. Watę też ci mogę kupić - mruknąłem, drapiąc się po karku.
<Mahiru? taki typowy randevouz, w którym Kostek wygra misia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz