Dlaczego Yoshiko uciekła, przecież tylko byłem sobą. No właśnie, czyli to, co wszystkich najbardziej wnerwia. Westchnąłem cicho, mierzwiąc palcami włosy. Nieźle się zaczęła ta nasza znajomość, możliwe że będziemy naaajlepszymi przyjaciółmi na zawsze, i tak dalej. Wolnym krokiem przemierzyłem korytarz, schodząc na parter. Ani śladu dziewczyny, a szkoda. Chciałem ją jeszcze trochę pomęczyć. Wyszedłem z internatu, przeciągając się na słońcu. W budynku jej nie ma, więc musiała gdzieś poleźć. Żeby ją znaleźć, trzeba zawęzić tereny poszukiwań. Nie chce mnie widzieć, więc udała się poza placówkę. Dobrze, zostaje park i ogród. Kwiatki spokojne, w parku są ludzie, ta chce spokoju, aby się wypłakać. Okej, zatem idziemy do tego pierwszego. Ruszyłem przed siebie, wzdychając pod nosem. Jesteś takim podróbem House'a i Sherlocka, Cecil. Tyle że lepszym.
- Haya haya, kogo my tu mamy - mruknąłem, przeskakując przez oparcie ławki. Usiadłem na nim obok Yosh, przekręcając lekko głowę - Czemu uciekłaś, co? Miało być ciekawie, pierdoło jedna
- Idź stąd, nie masz tutaj nic do roboty - warknęła, odwracając wzrok. Ułożyła dłonie na kolanach, delikatnie unosząc powieki - Zdenerwowałeś mnie
- No ejjj, według kucyków przyjaźń może leczyć wszystko. Więc mamy jeden morał, jeśli będę za tobą łaził, dostaniesz raka i umrzesz, albo coś
- Ty... IDIOTO, MYŚLISZ, ŻE TO ZABAWNE, PRAWDA? - kolejne przywitanie pleców z trawnikiem raz. Tylko szkoda że kolana zostały tam na górze.
- To zabolało... - syknąłem, zakrywając oczy dłonią - Krzywdzisz mnie, Justynko
- Jaka znowu Justynko!? Ogarnij się wreszcie, nie rób sobie jaj i cholera jasna, wypieprzaj stąd
- Nooh, daj mi szansę, cooo? Wiem, że w głębi duszy mnie lubisz, Yoshikooo~
< Yosh? Wybacz mu, co? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz