Wysunąłem rączkę z granatowej walizki i wyszedłem z pociągu. Dziś był piątek, weekendu początek, więc nie musiałem spieszyć się do internatu. Spojrzałem raz jeszcze na plan, który wysłano pocztą parę tygodni temu. Miałem być w pokoju na parterze, o numerze 4. Przewodniczącą szkoły, do której zacznę uczęszczać, była panna Kanade. Obok tych informacji została zamieszczona mapka miasta z zaznaczonym internatem i gimnazjum. Dotarłem do końca peronu i wszedłem po schodach na wiadukt. Wysoki budynek majaczył, poniekąd, w oddali. Nie chcąc tracić czasu, czym prędzej przemaszerowałem przez całą długość wcześniej wspomnianego wiaduktu i zszedłem w dół, kierując się we właściwą ulicę. Droga do mojego nowego miejsca zamieszkania była całkiem prosta. Wystarczyło wiedzieć, gdzie jest park lub centrum. Później wszystko szło jak z płatka. Sięgnąłem do kieszeni, by sprawdzić, czy wszystko w niej było. Portfel i rozładowany telefon - na miejscu. Skróciłem sobie drogę przez jedną z parkowych alejek. Dzięki temu byłem naprzeciw podjazdu do internatu. Ciemna brama była otwarta. Korzystając z tego, wszedłem na jego teren i skierowałem się wprost ku wejściu. Prawie byłem przy drzwiach, gdy ktoś się potknął, lądując, oczywiście, na mojej klatce piersiowej.
[ Któż? xD ]
KLEPIĘ TO
OdpowiedzUsuń