Próbowałam zachować powagę choćby na zewnątrz i nie dać po sobie poznać niczego. Czysty profesjonalizm, którego wymagał o mnie szanowny pan dyrektor. Sama raczej nie miałam zamiaru mieszać się w jakieś głębsze znajomości, takie rzeczy nie były dla mnie. Nie po tym, czego doświadczyłam w przeszłości. Po tym, jak porównał mnie do swojej rodzonej siostry- poczułam się co najmniej niezręcznie. Zdecydowanie różniłam się od reszty dziewczyn, byłam... zwyczajnie inna, nie pasowałam do książkowego obrazu kobiety. Wyglądem też mocno odbiegałam, nawet od Desiderii, choć cierpiałyśmy na to samo- albinizm. Ścisnęłam nieco mocniej plik kartek, papier w odpowiedzi zaszeleścił cichutko. Nerwowym ruchem poprawiłam włosy, których biel przez ułamek sekundy zlała się ze ścianami o tym samym kolorze. Ponownie przybrałam mój zwyczajny, zimny wyraz twarzy. Nie cierpiałam, gdy ktoś w jakikolwiek sposób wyprowadzał mnie z równowagi. A o to było bardzo łatwo. Jeszcze w tamtym roku dostałby po łbie, lecz teraz miałam grać bardzo grzeczną dziewczynkę z manierami, nie kogoś, kim byłam.
- Osobiście nigdy nie miałam rodzeństwa. Miłości niestety nie zaznałam, nawet rodzicielskiej, o tym wie każdy z tutejszych, tych starszych- mówiłam dość szybko, jak to miałam w zwyczaju.- Widać, kim się stałam. Choć raczej, kim nie zostałam. Gdyby wszystko inaczej się ułożyło, wtedy nie trafiłabym do tego domu wariatów, tylko grzałabym się na Ibizie, w gorącym, południowym słońcu. Ale popatrz, potoczyło się inaczej i oto zostałam przewodniczącą gotową na wszystko.
Tym akcentem skończyłam swoją wypowiedź, akurat kończąc pod drzwiami mojego... naszego pokoju. Wyciągnęłam klucze z kieszeni. Błysk metalu odbił się od drewna. Przekręciłam gałkę, otwierając wrota do pomieszczenia.
[Nico?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz