26 listopada 2016

Od Leona - Cd. Sephriny

 Dużo się wydarzyło, zdecydowanie zbyt dużo. Najpierw dziewczyna, teraz zmiany, jakie we mnie zachodzą... Jeszcze nigdy o nikogo się nie martwiłem, aż do teraz. Czuję dotkliwy ból, gdzieś w okolicy serca. Zwolniony z lekcji, siedzę tu już może z dziewięć godzin, czekając na to, by móc spotkać się z urokliwą istotką. Przedtem spędziłem niezbyt miło czas na oddziale opatrunkowym, jak widać toksyczne opary nieco mnie uszkodziły. Szyję mam owiniętą elastycznym bandażem, pod nim ukrywają się mikroskopijne, momentami bolące guzki z ropą, posmarowane dziwnie pachnącą substancją. Blizna podobno zostanie. Patrzę na zegar, obserwuję, jak uciekają sekundy, minuty. Jedna, druga, trzecia. Rytmiczne tik-tak dotrzymuje mi towarzystwa, wicedyrektor nic nie mówi, jakby odebrano jej dar mowy. A jeszcze chwilę temu z jej ust płynęły setki słów. Niezbyt ją słuchałem.
 Obudziła się. Zrzuca z siebie tobołek aparatury, biegnie jak gdyby nigdy nic. Łapię ją w talii, lekko zataczając się do tyłu. Jest taka lekka. Przytulam ją do siebie, podtrzymuję w górze. Uważam, by nie zrobić jej krzywdy, jednocześnie ciesząc się z tego, że jest w jednym kawałku. Gładzę jej miękkie włosy, uśmiechając się jak głupi. Patrzę wgłąb sali. Skubana odłączyła się od aparatury?
 — Nieładnie, księżniczko — szepczę jej do uszka.
 Przykucam, jedną ręką łapiąc ją pod kolanami, drugą otulam plecy. Podnoszę dziewczynę, pomimo jej okrzyku zdziwienia.
 — C... LEON! — Śmieje się.
 — Nie znam żadnego Cleona, gdzie jest? Chcę go poznać! — Droczę się z nią, teatralnie obracając w prawo, w lewo, by odnaleźć tego ktośka. — Hm... Nigdzie go nie ma. Szkoda. Chciałbym wiedzieć, kto jest moją konkurencją... — Udaję zawiedzionego.
 Podchodzę do łóżka, kładąc na nim Norweżkę. Lekarz chyba już od dłuższego czasu patrzy się na mnie i nią jak na debili. No cóż, uroki młodości- trzeba szaleć, co nie?

[Seph?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz