13 listopada 2016

Od Sephriny Cd. Leona

Złapałam chłopaka pod ramię, odciągając od środka korytarza. Zajeliśmy miejsce na jednej z najbliższych ławek, co nie powiem, było dla mnie nie małym wyzwaniem. Leon, bo tak miał na imię rudzielec, stawiał duży opór.
- Tak samo niczym się nie wyróżniam z tłumu.... A raczej jestem osobą której nikt nie zauważa - szepnęłam, wąchając przy tym podobnie kwiaty dla uspokojenia - jesteś jedyną osobą, która jako pierwsza zrobiła coś z własnej inicjatywy, dla mnie....
Czułam, jak patrzył na mnie zaskoczony. Taka jednak była prawda. Ludzie się mnie bali, bali się tego, że uważam się za lepszą. Podniosłam głowę, chcąc spojrzeć w oczy szesnastolatkowi. Skąd to wszystko o nim wiedziałam? Wiem wiele rzeczy o wszystkich, mimo, że oni mnie nie znają. Uciekał ode mnie wzrokiem, czego miałam po chwili dość.

Zamknęłam oczy, znowu oddając się zapachowi, który delikatnie drażnił moje nozdrza. Ścisnęłam delikatnie dłoń młodzieńca, która spokojnie spoczywała na niego kolanie.
- Leon... Skąd wiedziałeś..? - szepnęłam, zatapiając nos w bukiecie.
<Leon?>

Od Mahiru CD Costina

Odłożyłem mangę na bok, lekko zniecierpliwiony.
-Niech będzie-westchnąłem, kładąc wcześniej wspomnianą mangę na półkę koło łóżka. Costin uśmiechnął się dumnie i zeskoczył z mojego łóżka, podchodząc do swojej szafki. Otworzył ją z impetem i zaczął poszukiwać albumu, o którym przedtem powiedział.
Kiedy w końcu go znalazł, położył go na chwilę na moją poduszkę, wziął swoją kołdrę, po czym przytulił mnie od tyłu, przykrywając nas obu kocem.
-Nie możemy tego oglądać bez konieczności ciągłego kontaktu fizycznego?-Zapytałem.
-Nie, bo wtedy nie będzie romantycznie. Poza tym, przyzwyczajaj się. Oficjalnie jesteś moim chłopakiem, a w związkach to normalne-odparł. Prychnąłem coś pod nosem, zerkając na Costina, który podnosił album z mojej poduszki.



<Costin?>

Od Mery

Nadal nie mogłam uwierzyć, że wylądowałam w tym dziwnym miejscu. Podziwiałam człowieka który stworzył to miejsce, żeby mieć chęci i nerwy na męczenie się z dzieciarnią spod czarnej gwiazdy.
-Wysiadamy Panno Mery..- otworzył mi drzwi policjant i sprawdził czy znowu nie uwolniłam się z kajdanek. Czy to nie dziwne że do nowej szkoły prowadzi mnie trzech policjantów? A ja mam kajdanki bym nie zwiała lub nikomu nie zrobiła krzywdy, pewnie ten widok był komiczny. Szłam posłusznie za panem komendantem który po chwili wszedł do gabinetu dyrektora. Było słychać dość ożywione rozmowy, po chwili wyszedł mężczyzna w średnim wieku. -Proszę rozkuć moją uczennice..- powiedział poważnie do psa który siedział koło mnie. Dość niepewnie rozkuł mnie.
-Dzień dobry..- powiedziałam i pomasowałam sobie nadgarstki.
-Dzień dobry dziecko. Panom policjantom już dziękujemy..- popędził ich. Mężczyźni ruszyli w stronę wyjścia, tylko Komendant odwrócił się.
-Jeden numer a wrzucę cię do więzienia w Meksyku! Proszę jej nie lekceważyć Dyrektorze..- powiedział i znikł. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Dobrze więc, tutaj masz klucz do swojego pokoju. W środku czeka już na ciebie mundurek, plan lekcji, książki i wszystko co będziesz potrzebowała.- zaprowadził mnie do akademiku.
-Jeśli będziesz miała pytania lub cokolwiek to śmiało przyjdź do mnie..- uśmiechnął się. Po chwili dostał telefon że ma ważne spotkanie, pożegnałam się z nim i weszłam do pokoju.
-W tym mam chodzić?- spojrzałam na mundurek. Od razu go założyłam i zaczęłam przeglądać się w lustrze. Wyglądałam kompletnie inaczej, tak dziewczęco. Postanowiłam na razie nie wychodzić z pokoju gdyż panowały zajęcia a ja nie byłam mentalnie przygotowana na całą tą szkołę. Dopiero gdy zapadła noc i ogłoszono ciszę nocną bez problemu wymknęłam się z pokoju. Udałam się na spacer po terenie szkoły, dzięki temu mogłam także znaleźć jakieś fajne miejscówki lub alternatywne drogi ucieczki. Jednak mój spokój nie trwał długo, przez przypadek wpadłam na kogoś. Odwróciłam wzrok w obawie że to jakiś strażnik, jednak po chwili uświadomiłam sobie że w tej chwili mam przewagę. Odważnie spojrzałam na postać która stała przede mną.

<Ktoś chętny? *^*>

Od Leona - Cd. Sephriny

 Coś miękkiego zasłania mi oczy. Ktoś, do kogo należą drobne dłonie nie pozwala mi na wykonanie ani jednego kroku. Gdzieś obok atakuje mnie zapach świeżo ściętych kwiatów. Zza moich pleców dobiega głos. Dźwięczny. Delikatny. Kobiecy. Chciałbym się odwrócić, odzyskać panowanie nad własnym ciałem, a zamiast tego stoję jak słup soli.
 Niepewność.
 Wahanie.
 To wszystko wierci mi dziurę w brzuchu. Dlaczego tak zareagowała, zatrzymała mnie, jakbym był kimś ważnym? Przecież jestem tylko głupio zakochanym chłopakiem, zaś ona obiektem westchnień. Ideałem nad ideałami, jedyną, która wyróżnia się w tłumie i budzi podziw, pożądanie u wielu. Przyczepiła się właśnie do mnie, choć nie zasłużyłem na przywilej choćby przebywania w jej towarzystwie, nie puszcza. Czuję jej gorący oddech, przebija się przez barierę koszulki, muskając i tak rozpaloną skórę. Ta dziewczyna wywołuje u mnie tyle sprzecznych ze sobą uczuć, emocji. Zauroczyłem się w niej od pierwszego dnia, w którym ją zobaczyłem. Teraz... Nie wiem czy to nadal to, czy może już miłość. Stoję na krawędzi przepaści, z której mogę w każdej chwili spaść lub przeskoczyć z drobną pomocą tych delikatnych dłoni, które nadal dotykają mojej twarzy. Bije od nich chłód, tak pasujący do aury roztaczanej przez ich właścicielkę. A  jednak w rzeczywistości wydaje się inna, taka drobna i delikatna. Opuszkami dotykam jej palców, przejeżdżam po nich tak lekko, jak tylko potrafię. Zakrywam jej ręce, niechętnie odsuwając te od oczu.
 — Dlaczego? — pytam, łaknąc odpowiedzi. — Dlaczego...?
 Odwracam się, patrząc na jej idealną twarz.
 — Zatrzymałaś mnie, choć... niczym się nie wyróżniam...

[ Seph?]

Od Aesop'a cd Fabiana

- Nie lubię jak ktoś mi wsadza, przy pierwszym spotkaniu. Chociaż tobie bym może dał - mruknąłem, wyciągając do niego ręce informując, że chcę się przytulić. Chłopak, jednak skrzyżował ręce na piersi w proteście. Obrażony obróciłem się do niego plecami i sam skrzyżowałem ręce. - Nie jesteś już moim przyjacielem - naburmuszyłem się i sięgnąłem po pluszową lamę. Usłyszałem głośnie westchnięcie i chwilę później dwie mocne ręce obejmowały mnie w pasie.
- Pasuje?
- Jak najbardziej. Powiedz mi tylko, co ci się chce, jeżeli nic ci się nie chce? - mruknąłem sam do siebie i przytuliłem do siebie jego ręce, zostawiając Klementynę sam na sam na podłodze. - Bo ten grecki bóg, którego w tym momencie przytulasz jest tego ciekawy, jak samego Tartaru.

<Fap Fap? Nie ma wenu XDD>

Od Fabiana - Cd. Aesopa

- Dlaczego? W sumie sam nie wiem, jakiś taki byłem od urodzenia - bardziej skupiłem się na molestowaniu jego włosów, niż samej wypowiedzi. Waw, właśnie zostałem żywą przytulanką, a co dopiero tutaj przyszedłem.
- No to dobrze, bo żadnego sprzeciwu nie będzie. Chociaż jesteś przez to taki trochę... Wkurzający. A twój angielski to dobija, jak ty tu w ogóle przyszedłeś, nie umiejąc mówić? - wtulił się we mnie bardziej.
- No bez przesady, przecież coś tam potrafię wymruczeć - warknąłem głośno, zaprzestając macania jego włosienicy. - I wiesz, że znamy się dopiero kilka minut, a już jesteśmy w łóżku? Jeszcze nikt tak szybko tego ze mną nie zrobił, jakiś łatwy jesteś, Aesopie drogi, je te félicite! (gratuluję!)
- Przestań mówić po francusku. Jak się okażesz drugim Costinem to cię wyrzucę przez okno - zaczął bawić się nadgarstkiem, zmieniając pozycję. Jego łokieć wbijał mi się w żebro. To boli, tak bardzo boli w pompkę do krwi.
- A co on robi niby takiego? To ten z którym gadałem tak? - wyszarpnąłem się tak trochę z jego objęć, siadając po turecku na przeciwko chłopaka. Widać ten internat skrywa jakieś mroczne sekrety, takie brudne dość.
- Tak, i on robił różne gwałty. Ty chyba taki nie jesteś, co - uśmiechnął się krzywo, tak sztucznie. No ale zrobił to, kolejne gratulacje dla niego! Złapałem się za czubki butów, kołysząc się w przód. Odpowiedź jest trudna, mam dużo za i przeciw... I cholera, wyglądam jak jakiś paralityk. Chcę tą lamę. Alpakę. Cokolwiek.
- Nah, raczej nie. To zbyt dużo zachodu, nie chciałoby mi się - skleiłem jakoś to zdanie, mrużąc oczy - Ale zawsze mogę to spróbować na tobie! Chociaż nie, też mi się nie chce. Uhg.

< Mydł? Mydł? Mydł? >

Od Aesop'a cd Fabiana

- Grzać parówę to sobie sam możesz - mruknąłem i wyminąłem go, by zejść po schodach. Zatrzymałem się na półpiętrze odwracając się do Fabiana. - Wiesz co, ignorując ten twój denny angielski, to nawet jesteś spoko - mruknąłem i zachęciłem go do pójścia za mną dłonią. Lana spojrzała na nas zaskoczona, kiedy weszliśmy do pokoju.
- Zmyj się na trochę, dobra? - zapytałem przesłodzonym głosem. Wyraz jej twarzy przeskoczył z niezrozumiałego, na totalne tego przeciwieństwo i w ciągu minuty nie było jej w pobliżu. Uśmiechnąłem się zwycięsko i usiadłem na swoim łóżku. - Chodź tu - wymruczałem pokazując na miejsce obok. Niebiesko-włosy przysiadł obok, dlatego nie marnowałem czasu i wtuliłem się w niego. - Désolé, ale nie mam do kogo się przytulić, a Lana nie jest dobrym rozwiązaniem. Na Klementynki nawet nie patrz.
- Klementynki? - zapytał, marszcząc brwi. Wskazałem dłonią na pluszowe lamy na szafce i dopiero teraz usłyszałem ciche "Aaaaaaaaaaaa". Pokiwałem lekko głową i jeszcze bardziej wtuliłem się w towarzysza.
- Ustalmy deal. Ty możesz smyrać moją trawkę, a ja mogę się do ciebie tulić. Nie pytam czy ci to pasuje, bo i tak wyjdzie na moje - mruknąłem. - Dlaczego jesteś taki milusi?

<Fap Fap?>

Od Fabiana - Cd. Aesop'a

- Waw, w końcu ktoś kto mnie rozumie! Tyle, że ja gadam z moimi rękami, ewentualnie z truchłami - uśmiechnąłem się promiennie, wyciągając ku nieznajomemu dłoń. Ależ to ekscytujące! - Fabian. Wybacz jak będę mówił za często po francusku, nie umiem zbyt dobrze po angielsku. Tylko czemu ten popatrzył się tak na mnie dziwnie?
- Aesop - mruknął, łapiąc mnie za palce i wolno nimi potrząsając. No ej, aż tak brudnych łap to ja jeszcze nie mam! Właśnie, kluczowe słowo. Jeszcze - I kto powiedział, że jeszcze się spotkamy?
- Aaa, mój drogi, Je sais! (ja wiem!) - oznajmiłem radośnie, ściskając wolną ręką tą jego odpowiedniczką - Mam przeczucie, że... - cholera, zapomniałem słowa - Długo, ze sobą, posiedzimy - wydukałem, kiwając przy tym głową. On natomiast syknął przez zęby, poprawiając kaptur. I o mój baż, miał takie fajne kolorowe włoski! Chociaż wyglądają jak trawa przez ten zielony. Stanąłem na palcach, miętosząc kosmyki. Były trochę twarde, ale pachniały spoko.
- Na Świętą Anielkę, hodujesz własny trawnik! - i wtedy złapał mnie za nadgarstek, wykręcając go delikatnie - Tooo chyba znaczy, że mam ci dać spokój, tak? - wymruczałem, nadal mając wyszczerz na twarzy.
- Oczy - rzucił w pewnym momencie. Parsknąłem cicho.
- Tak, ty też je masz. Takie dwa, widzisz nimi, wiesz...
- Masz soczewki, takie fioletowe. I mazidła na mordzie. Wyobraź sobie, że właśnie zaczynam ci macać. Nie jest ci zbytnio miło, prawda? - nah, kolejny typ gbura. Trzeba to zmienić, wydaje mi się, że może być z niego nawet gościu.
- Nie wiem, ja tam lubię jak mnie smyrają. Lecz skoro nie chcesz mnie tutaj, to sobie idę. Pstrągi czekają

< Mydełko faaa? brak weny >

Od Aesop'a Do Fabiana

Przeciągnąłem się zmęczony, uwalniając głośny ziew. Pięknie jest wstawać po dwunastej. Lana siedząca przy biurku i jedząca ciepłe tosty zaczęła bić mi brawo, dlatego zacząłem udawać królową Elżbietę Cyc on cię przedrzeźnia i kiwałem, kręcąc się dookoła. Wstałem szybko ze skrzypiącego łóżka i podbiegłem do dziewczyny, by skraść jedną kanapkę. Nie udało mi się to jednak, ponieważ zdążyła zabrać talerz.
- Dostaniesz jednego, jak pójdziesz kupić Mydła Juniory - powiedziała, śmiejąc się. Wydąłem wargi w niezadowoleniu, ale podszedłem do szafy, by wyciągnąć ubrania. W ciągu dziesięciu minut znowu stałem przed dziewczyną z wyciągniętą dłonią. Ze zrezygnowanym westchnieniem podała mi dwa tosty i wygoniła z pokoju. Zadowolony poczłapałem do centrum i kupiłem swojego kochanego syna. Ogarnął mnie smutek, kiedy przekroczyłem próg internatu, bo świadomość tego że Aesop Jr. za dwie minuty zostanie zabity przez moją współlokatorkę przytłaczał. Zacząłem jeździć opakowaniem po swoim policzku.
- Tatuś cię kocha, ale musimy się pożegnać, moje drogie dziecię.
- Parlez-vous du savon? (Czy ty gadasz z mydłem?) - usłyszałem jakiś głos. Nie zrozumiałem nic z wypowiedzi stojącego kilka metrów przede mną chłopaka.
- Eh?
- J'ai demandé parlez-vous du savon? (Pytałem, czy gadasz z mydłem?) - uniosłem brwi w górę, w pewnym momencie poznając francuski akcent. Podskoczyłem uradowany w miejscu, ale chwilę później pociągnąłem go za rękę na trzecie piętro. Zapukałem do pierwszych drzwi, które otworzył znajomy mi francuz.
- Jesteś z Francji, nie? Bądź tak miły i przetłumacz mi co on gada - mruknąłem, uważnie przyglądając się nieznajomemu obok mnie. Przez kilka dobrych minut toczyła się francuska rozmowa, podczas której stałem z założonymi rękami i zniecierpliwiony tupałem nogą.
- Pytał, czy rozmawiałeś z mydłem - powiedział Costin i zniknął za drzwiami.
- Dzięki - mruknąłem. - Tak gadałem z mydłem.

<Fap Fap?>

Well, Mother

what the war did to my legs and to my tongue, You should have raised a baby girl, I should have been a better son!

GODOŚĆ: Fabian Garlande, te dwa słowa zapamiętasz na długo, obiecuję. Nawet jak gościa nie widziałeś, jego imię utkwi tobie w pamięci
PSEUDONIM: Zazwyczaj zwracają się po prostu Fabian. Da radę się coś wymyślić do tego?
ROLA: Rozpoczyna swoją karierę jako Diabeł!
WIEK: 15 wiosen już na karku
PŁEĆ: Mężczyzna raczej
POCHODZENIE: Francja, choć romantyk z niego zerowy. Dzwońcie po karetkę
ORIENTACJA: Biseksualna moi drodzy, jak chcesz sprawdzić, po prostu podejdź i go zmacaj, nie obrazi się
ZAUROCZENIE: On nie ma crusha, to inni mają go w nim. Poza tym, w jego słowniku nie ma czegoś takiego jak stały związek
CHARAKTER: Ten człowiek chyba ciągle siedzi na dragach. Albo ma je zamiast mózgu. Czasami ma ochotę na jeden dzień stać się normalny, opuścić ten stan umysłu, który towarzyszy mu od urodzenia i posiedzieć w miejscu. No ale cóż, tak się nie da. To taki typ, który zaczepi przechodnia, pytając się czy porzucają bekonem w Meczecie. Dla innych to trochę smutne, a dla niego do codzienność. Może i narzucają mu zasady, lecz ten ich się nie trzyma. Robi to, co lubi, nie hamując się. Bo po co? Chce żyć po swojemu, zachowując się przy tym jak dziesięciolatek. Nie wyrósł ze swojej dziecinności i wrażliwości. Większość rzeczy bierze sobie do serca, żeby potem przez to płakać w kącie. Zostaw mnie, idź sobie. Zaciąga koc na łeb i siedzi w pokoju przez co najmniej tydzień. Tak, to ciota, chociaż stara się ukrywać ten lekki ból. Nie chce pokazać, że można go zranić, więc robi to dopiero w szafie. Przy ludziach staje się niezwykle ożywiony i wesoły, jego chód to jakieś powalone skoki. Czasami — czytaj bardzo często — mruczy przy tym jakieś piosenki pod nosem. Jest niepoprawnym optymistą, usiłuje odpędzić stres, bo mu wszystkie plany zepsuje. Drzemie w nim tak trochę nieśmiałości, ale tylko trochę. Na ogół jest zdolny do wszystkiego. Każdą możliwą sytuację obróci w żart, lubuje w czarnym —  choć bardziej białym — humorze. Fabian to z deka niewierny i sarkastyczny człek. Włada ironią jak szablą tępą i z chęcią pozbędzie się idiotów, bo on ma pośród tych wszystkich dragów mały umysł. Niespodzianka! W sumie można mu się zwierzyć, acz nie ma się pewności czy zatrzyma to dla siebie. Natomiast on mówi zbyt wiele, za dużo. Nie uważaj go tylko za wylewnego. Niekiedy rzuci jakimś dziwnym cytatem, lub tekstem rodem z Hamleta. Serdecznie polecam. No i może okazać się zbyt... ciekawskim, jak i upierdliwym. Uczepi się jednego i nie odejdzie od niego za szybko. To chyba wina tego, że za szybko się przywiązuje do większości. Także, miewa zachowania godne prawdziwego sadysty. Hokus pokus czary mary twoje płuco trafia na bazary. Częściowo lubi społeczeństwo, częściowo chce je spalić w garnku przy pomocy starej taśmy. Nie, nie pytać. Może pierwszej klasy wredotą to on nie jest, ale jak się wkurzy, to radzę się odsunąć na paręnaście metrów. Wyznaje zasadę bezzasadnej przemocy. Ruchy Fabiana są chaotyczne, tak jak jego wypowiedzi. Nie ma tej jakże magicznej zdolności, żeby się skupić na jednym. Tak, bardzo łatwo go rozproszyć. Mimo to, jego umysł to jedna wielka zagadka. Nie można przewidzieć jego następnego ruchu. Jednak i on posiada dni, kiedy nie jest sobą. Psuje się całkowicie, a od tej ciszy można ogłuchnąć. Łapie doła, tak po prostu. A potem tak nagle wraca do swojej starej osobowości. Chwała ojcu za stworzenie czegoś takiego.
UMIEJĘTNOŚCI: Fabian jest niezwykle zręczny, to jego główny atut. Takie to fajne, smukłe paluszki co potrafią zrobić niemal wszystko. Prócz tego, ma nawet wyćwiczony głos oraz grę na gitarze, ale własnej nie ma. Zastanawia się też nad tym, czy byłoby fajnie wyrabiać własny cydr. Ogólnie to jest przegrywem życiowym, nie warto oczekiwać po nim czegoś w kosmos zajebi*tego.
O POSTACI: Urodzony we Francji, z powodu zbyt dużych problemu wychowawczych przeniesiony tutaj. Zdarzało mu się podpalić jakieś ogródki... boiska czy łąki, no i czasami pożyczał sobie rzeczy na zawsze, znaczy kradł sobie tak najzwyczajniej w świecie. Dosłownie wykopali go z domu z walizą, dali komórkę i posłali do miasta niedaleko White Eagle, do ciotki. Ta zapisała go tutaj i zamieszkuje od tamtego czasu w internacie. To w sumie dobrze, bo jest niezłą kociarą. Zna swoje możliwości i nie podejmuje się przebywania w ich towarzystwie. Doskonale wie co zrobić z truchłem, ma także miejsce w ogrodzie jakby kto pytał
INNE:
  • Zna angielski, jednak nie wiadomo jak. Nie rozumie jednej trzeciej słów, czasami trudno zbudować mu sensowne zdanie. Trochę trudno z nim porozmawiać, ale jak jesteś zdeterminowany, może ci się uda
  • Piroman drugiego stopnia, ogień i ciepełko, tak tak. Zawsze nosi przy sobie zapałki, i najprawdopodobniej zamiast soku benzynę czy rozpuszczalnik. Wąchaj najpierw co pijesz! Bo nie uprzedza, będzie się patrzył jak trujesz jakimś świństwem.
  • Uczulony na koty, w sensie przenośnym i dosłownym. Niech cię ten wizerunek jego mordy na kurtce nie zmyli, jest tam po to żeby wyglądał, choć w ogóle tego nie robi
  • Jest niski, mierzy około sto siedemdziesiąt. To trochę smutne, przechodzić koło takiego gościa co ma z dwa metry i płakać w duszy. Dlatego też nosi buty w grubymi podeszwami
  • Panicznie boi się burzy, oraz wszelkich głośnych dźwięków. Tyle w temacie.
  • Jego ulubione zwierzęta to szczury, i sam ma jednego. Nazywa się Awokado, tego nie ogarniesz
  • Mimo że jest facetem, lubi słodkie rzeczy. Nie tylko cukierki i czekoladę, ale także urocze sytuacje. Tylko szkoda że sam taki nie jest
napraw ten cukier

Od Sephriny Cd. Leon'a

Poczułam jak czyjaś ręka chroni mnie przed upadkiem na zimną posadzkę. Objęłam ową osobę chcąc poczuć się pewniej, oraz uspokoić łomoczące serce. Otworzyłam powolnie oczy, którym ukazała się zawstydzona twarz pewnego chłopaka o rudawych włosach. Wymawiał szybko słowa przeprosin, obwiniając o całą sytuację tylko siebie.
- Ja też powinnam przeprosić, nic się nie stało - odpowiedziałam szeptem, uśmiechając się do niego lekko.
Owy młodzieniec postawił mnie delikatnie na ziemi, odkładając coś powolnie na stolik za nim. Chciałam zajrzeć przez jego ramię, by ujrzeć co tam chował lecz był o wiele wyższy, przez co moje próby były daremne.

Uśmiechnął się delikatnie i odszedł, znikając w tłumie ludzi. Rozglądałam się za nim chwilę, jednak mój wzrok skupiły kwiaty, te które zawsze gościły w moim życiu. Chwyciłam delikatnie bukiet, wąchając niewielkie pąki.
- Moje ulubione... - szepnęłam sama do siebie - skąd on....
Zamknęłam oczy, zmuszając się do cofnięcia w czasie. Do tych wspomnień, gdy razem z babcią przebywałam na kolorowej polanie, w czasach gdy wszystko było takie spokojne i poukładane. W czasach dzieciństwa.... Spojrzałam jeszcze raz na "cud natury" zauważając drobną karteczkę z napisem " Dla najwspanialszej damy pod słońcem. ". Uśmiechnęłam się czytając treść, czując jego wzrok. Wiedziałam, że gdzieś tutaj jest, że patrzy, że boi się mojej reakcji. Moje serce się uradowało, wiedząc, że ktoś na tym świecie jednak mnie zauważył i ktoś się mną przejmuję. Były od niego... Ten miły gest... Muszę go znaleźć.

Wtedy właśnie mignęła mi w oddali ruda czupryna. Złapałam to co moje i rzuciłam się pędem za obiektem który darzył mnie uczuciem. Udało mi się go dogonić, lecz on mnie nie widział. Wykorzystałam sytuację... Podbiegłam do niego od tyłu i stając na palcach zakryłam mu oczy.
-Zgaduj kto - szepnęłam, chowając zawstydzona twarz w jego plecy.

<Leon? Wena mnie dopadła~ >

Blood Mery

GODNOŚĆ: Mery Bailey
PSEUDONIM: W gangu nazywaną ją Blood Mery przez jej czerwone, przypominające krew oczy i zadania jakie były jej powierzane, a wrogowie zwali ją Akuma.
ROLA: Diabeł
WIEK: 15 lat
PŁEĆ: Kobieta
POCHODZENIE: Wielka Brytania/Londyn
ORIENTACJA: Biseksualna
ZAUROCZENIE: Brak
CHARAKTER: Mery nie pasuje do typowego szablonu dziewczyny, może jest w niej ukryta delikatność i wrodzony urok jednak nie pokazuje tego po sobie. Od najmłodszych lat przejawiał się w jej zachowaniu sadyzm i chęć znęcania się nad innymi, prawdopodobnie przez to gdyż w młodym wieku była ofiarą, jednak wyforowała w sobie charakter oprawcy. Jednak poza sadyzmem, Mery nie posiada zdolności zauważania granic jakichkolwiek które chroniłyby ją przed śmiercią lub łamaniem prawa. Nie posiada kontroli nad tym, dopóki nie znajdzie się osoba która ja zdominuje i nakreśli odpowiednie granice których nie może przekraczać. Dochodzi tutaj do konsekwencji w formie nie podporządkowaniu się do zasad działających w tym świecie, ona sama posiada własne zasady którymi się kieruje. Sama wybiera sobie „Pana” lub osobę którą obdaruje szacunkiem. Mery jest wyjątkowo inteligentna, z wielką łatwością przychodzi jej nauka. W kontaktach z innymi jest dość małomówna i cicha, gdyż nie jest przyzwyczajona do rozmów. Ważny jednak dla niej jest kontakt wzrokowy, mało osób ma odwagę spojrzeć w oczy prawdziwemu demonowi. Jest dość zmienna, czasami jest pełna pozytywnych emocji a następnie negatywnych. Szybko się nudzi i woli robić nowe i ciekawe rzeczy. W uczuciach do ludzi także jest strasznie niestabilna, nie potrafi zbudować jakikolwiek relacji na zdrowych wartościach. Sama jest świadoma że, wiele rzeczy musi się jeszcze nauczyć szczególnie w postrzeganiu świata. Jej oczy dostrzegają tylko te złe chwile, kłamstwa i okrutną prawdę jaką jest okryta cała ta otoczka społeczeństwa. Mery jest arogancka i wyniosła, mimo iż nie powinna posiadać wysokiej samooceny ona ją ma i to aż za wysoką. Patrzy na innych z góry, nie potrafi szanować wszystkich albo życia. Jedynie niewiele osób zdobyło jej jakby to ująć sympatię. Swoje zainteresowanie kimś przejawia w chamstwie i szczeremu znaczeniu tego słowa wredocie lub przekupstwem. Łatwo się denerwuje, szczególnie gdy ktoś podważa jej zdanie lub autorytet.
UMIEJĘTNOŚCI: Mery ma umiejętności którymi może godnie się pochwalić, jest obeznana w językach obcych zna angielski, arabski, chiński i niemiecki. Przez wiele lat trenowała sztuki walki jednak najlepsza jest z kendo. Jeszcze jej jedną zdolnością jest paranie się alchemią, tworzenie trucizn lub łączenie ziół w celach leczniczych i oczyszczających. Wiedza historyczna na poziomie zaawansowanym, szczególnie wojskowości i umiejętności strategiczne.
O POSTACI: Mery urodziła się w patologicznej rodzinie, jej ojciec był alkoholikiem a matka kurtyzaną. W jej domu były wieczne awantury a nie raz matka i ojciec w amoku podnosili na nią rękę. W wieku pięciu lat, pewnego zimnego wieczoru do jej domu wpadli mężczyźni i zabili jej rodziców. Ona patrzyła z ukrycia jak szkarłatna krew płynie ku jej małym stópkom. Odnaleziona przez morderców rodziny została zabrana wraz z całym majątkiem zadłużonej rodziny. Została przyjęta do mafii i wychowywana jak członek rodziny. Mery w wieku pięciu lat z wdzięczności za wyciągnięcie ją z koszmaru i zamordowanie swoich oprawców przyrzekła posłuszeństwo i wierność Ojcu. Od tamtej chwili mała dziewczynka zajmowała się zadaniami tak okrutnymi i brutalnymi by zaimponować mężczyźnie którego traktowała jak boga. Przez wiele lat na jej tematy powstało wiele legend, a wśród wrogów mafii Kruków była koszmarem. Najbardziej znana była z swojego zimnego spojrzenia gdy zabijała. Jednak gdy ukończyła 15 lat wpadła przez przypadek. Zamknęli ją w areszcie tymczasowym i nie wiedzieli co z nią zrobić gdyż władze myśleli ze to będzie osoba pełnoletnia. Sąd stwierdził że Mery została skrzywdzona i zmanipulowana, a jej ostatnią nadzieją jest zostanie uczennica w szkole i nauczenie się o normalnym życiu i społeczeństwie. Życie daleko od przestępczości i dawnemu życiu. Jednak nikt tak naprawdę nie wiedział jakiego potwora ułaskawili.
INNE: 
-Jej ulubioną porom dnia jest noc, ponieważ ma uczulenie na słońce i głównie siedzi w cieniu.
-Uwielbia słodycze a szczególnie watę cukrową.
-Często można ją spotkać jak obserwuje niebo lub czyta książkę w cichym miejscu.
-Nienawidzi hałasu.
-Na lekcjach zamiast słuchać nauczycieli robi zadania indywidualnie i słucha muzyki na słuchawkach.
-Jest „deską” czyli nie posiada dość wielkich krągłości.
-Wiele osób myli ją z płcią przeciwną gdy jest w normalnych ubraniach.
-Jej ulubiony kolor to czerwień i czerń.
-Ma delikatny i melodyjny głos. [X]
-Jest dość niska mierzy tylko 151 cm.

Od Leona

 Ten dzień był taki... no co najmniej dziwny. Moja nie kochana współlokatorka zdążyła wgryźć mi się w rękę już ze dwa razy. Jak stwierdziła- podobno ją podglądałem. Kij z tym, że sama nie zamknęła pokoju i nie powiedziała, że się przebierała.
 A teraz siedzę jak imbecyl na tej świetlicy i obserwuję przechodzące obok osoby. Ostatnio przyłapałem się na czekaniu. Sam nie wiem na co lub kogo. To znaczy... Rozglądam się po pomieszczeniu, przebiegam wzrokiem po kilkunastu twarzach, każdej tak różnej od następnej. I czuję, że czegoś mi brakuje. Jednej tylko osoby, dla której nadal tu siedzę. Która kilka tygodni temu nieświadomie wzięła w posiadanie moje serce. Która nawet nie wie, że istnieję. Zupełnie jak w jakiejś komedii romantycznej o życiowej spierdolinie chcącej stać się KIMŚ. Ale jak wiadomo rudy przyjaciół nie ma, a co dopiero dziewczyny. Sam, przy stoliku najbardziej oddalonym od reszty, sławnym Czarnym Rynkiem internatu. Za plecami trzymam bukiet pełen naparstnic białych, naznaczonych ciemnoczerwonymi plamkami, hiacyntów o barwie nieba, . Norweskie kwiaty. Norweskie kwiaty dla norweskiej damy. 
 Nie zechce mnie.
 Nie odważę się.
 Nawet na mnie nie spojrzy.
 Jestem taki głupi, taki szalony...
 Uśmiecham się pod nosem, na myśl o tym, jak żałosne są moje obawy. Ojciec sprałby mnie za takie coś, za to co teraz robię. Karteczki samoprzylepne już leżą na stole, kreślę na nich anonimowe wyznanie uczuć. Przyklejam zapisaną na folię, którą otoczone są kwiaty. Zostawiam je, przynajmniej tak było w założeniu. W praktyce nie przewidziałem tego, że wejdzie na świetlicę akurat w momencie, kiedy odkładam ten niecodzienny prezent. Orientuję się o jej obecności dopiero wtedy, kiedy słyszę ten delikatny głos. Prostuję się gwałtownie, niechcący popychając ową istotkę. O MÓJ DROGI JEZUNIU, ALE WTOPA! Łapię ją w ostatniej chwili, oplatając ręką w talii, drugą chwytając szybujący bukiet. Chyba palę buraka, stając się rudym razy tysiąc. Oddech mi przyspiesza, kiedy tylko widzę jej zaskoczoną twarz prawie przy swojej.
 Niezręcznie.
 — J-ja... O MATKO! — Głośno przełykam ślinę. — Bardzo cie przepraszam!

[Seph? Hy hy... Wtopa za wtopą.]

Od Costina cd Mahiru

- Dlaczego ciągle czytasz tą samą mangę? - zapytałem, zerkając przez ramie Mahiru. Przeczytałem kawałek znudzony, ale zaraz schowałem twarz pomiędzy głową a ramieniem brązowookiego. - Nudzi mi się Mahiiiii - jęknąłem i wysunąłem dolną wargę.
- To przestań mnie ślinić i znajdź sobie coś do roboty - mruknął, nie zwracając na mnie zbytnio uwagi. Warknąłem, opadając na łóżko ciągnąc chłopaka za sobą.
- Ale ja potrzebuję uwagiiii. Au lieu de lire cette chose prendre soin de moiiiiii (Zamiast czytać to coś, zajmij się mną)
- Słucham?
- Nic nic - westchnąłem i przykryłem twarz poduszką, jęcząc w nią z niezadowolenia. W pewnym momencie zdjąłem ją gwałtownie. - Mam w torbie album ze zdjęciami, obejrzymy?

<Mahi?>

Od Mahiru CD Costina

-Nie trzeba. I...To nie tak, że jeszcze boli, ale... Boję się tego robić jeszcze raz, bo wiem, jak będzie bolało-objaśniłem cicho-ale już nie boli.
Przytuliłem Costina, po czym odsunąłem się od niego i sięgnąłem po mangę, którą czytałem przedtem. Przykryłem się swoją kołdrą, wciąż siedząc. Otworzyłem mangę na stronie, którą chyba ostatnio czytałem i już miałem wziąć się za czytanie, kiedy Costin usiadł tuż za mną. Objął mnie jedną ręką, a drugą po raz trzeci wsadził mi pod koszulkę. Przesuwał dłoń od mojego podbrzusza do obojczyka i tak w kółko. Przechodziły mnie ciągle dreszcze, ale nie komentowałem. Przełknąłem głośno ślinę i wziąłem głęboki oddech.


<Costin?>

Prawda jest niczym nieuchwytność sarny biegnącej na skraju lasu.

GODNOŚĆ: Marine La Torre
PSEUDONIM: Mar
ROLA: Aniołek,taki grzeczny,słodki i w ogóle.
WIEK: Hot piętnastka.
PŁEĆ: Aż tak trudno rozpoznać?Oczywiście,że kobieta.
POCHODZENIE: Dzieciństwo spędziła we Włoszech, aktualnie jej rodzice zamieszkują w Japonii.
ORIENTACJA: Panie nie mają szans ( ͡° ʖ̯ ͡°). Heteroseksualna.
ZAUROCZENIE: Jeszcze nie posiada crusha.
CHARAKTER: Marine to dziewczyna bardzo towarzyska oraz zabawowa, nie na widzi nudy oraz rutyny. Nie należy do optymistów ni pesymistów, zdecydowanie można ją wrzucić do jednego worka z realistami. Jak nienormalna gna za nowymi trendami, lubi być na czasie. Zdanie innych rzadko kiedy ją obchodzi, co prawda go wysłucha, ale nic poza tym. Podczas rozmowy dużo gestykuluje ciałem, nie umie ustać chociażby przez chwilę spokojnie w miejscu. Uwielbia żartować, rozśmieszać innych. Lubi pomagać, czasem nawet bez zgody osoby z problemem. Nie potrafi przejść obok krzywdy obojętnie, często staje w obronie słabszych, chociaż sama zalicza się do ich grona. Uwielbia ludzi zagadkowych, takich których poznanie nie opiera się na sześciu-pięciu zdaniach. Nie boi się wyzwań, do tego trzeba dodać, że jest bardzo zawzięta i uparta. Nie umie przyznawać się do własnych błędów. Posiada dystans do siebie. Jest strasznie leniwa, generalnie robi tylko rzeczy które sprawiają jej przyjemność. Jest lekko zboczona, aczkolwiek nie przesadnie. Najbardziej u innych irytują ją błędy językowe popełniane podczas rozmów. Nie jest osobą naiwną, a już na pewno nie głupią, chociaż na takową wygląda. Nie na widzi kłamstw u innych, sama jest otwarta oraz szczera.
UMIEJĘTNOŚCI: Bez problemowo potrafi się odnaleźć na wybiegach, ma sporą orientację w świecie mody. Uwielbia śpiewać, idzie jej to całkiem dobrze. Posiada perkusję, na której kocha grać, robi to genialnie. Potrafi różnego rodzaju sztuczki karciane, gry w karty to jej broszka. Urodzona humanistka.
O POSTACI: Urodziła się we Włoszech, nie istotne jest gdzie, żyła tam do jedenastego roku życia. Życie nastoletnie przeżyła w Japonii, jako iż nie do końca chciała się uczyć oraz zajmować lekcjami rodzice postanowili ją tu wysłać.
INNE:
- Nie je mięsa
- Uwielbia spacerować nocą
- Interesuje się literaturą
- Mierzy 170cm
- Jej głos [X] [2:21]

Od Costina cd Mahiru

Nagle doszło do mnie znaczenie jego słów. Przytuliłem Mahiru do siebie i wtuliłem twarz w jego włosy.
- Za pierwszym razem zawsze boli, wierz mi lub nie, ale pieprzenie się w łazience, zawsze kończyło się mną na dole - mruknąłem. - Nie żeby mi to przeszkadzało, ale bieganie po szkole na drugi dzień, po moim pierwszym razie nie było przyjemne. W każdym bądź razie, dalej boli? Jeśli tak, to przepraszam. Mogę ci przygotować kolację czy coś, jeśli chcesz w zamian. Masaż? Kąpiel ze świe- czekaj tutaj nie ma wanny. Masaż?

<Mahi? Płaczę ze swojej głupoty XDD>

Od Mahiru CD Costina

-Spróbować zawsze można-zaśmiał się, zbliżając się znów do mnie i kładąc mi obie ręce na tyłku, całując mnie lekko.
-Mi się ostatnim razem podobało-stwierdził, unosząc brwi wymownie-a tobie?
-Byłoznośnie-odparłem na jednym wdechu. Costin zaśmiał się cicho i odezwał się:
-Jeszcze to polubisz. Jesteś niedoświadczony, ale wkrótce to pokochasz-szepnął do mnie.
-No ale...-Zacząłem, ale nie dokończyłem wypowiedzi.
-Co? Nie lubisz mnie już?-Zapytał.
-Nie, to nie tak, tylko... Ostatnim razem dupa mnie bolała, nooo!

<Costineu? Low stejdż tak bardzo xD>

Od Costina cd Mahiru

- Kocham cię - westchnąłem, zjeżdżając ręką na tyłek Mahiru. Ścisnąłem go lekko i odsunąłem się jak gdyby nigdy nic. - Przyzwyczaj się do tego, Kochanie - mruknąłem i uśmiechnąłem się, przyglądając się czerwonemu chłopakowi.
- Przestań robić to tak niespodziewanie - odwarknął, poprawiając koszulkę.
- Zawsze mogę posunąć się dalej - wymamrotałem. - Zróbmy coś pożytecznego i zwiększmy populacje na ziemi.
- Jesteśmy facetami, kretynie.
- Nie obchodzi mnie to - mruknąłem, znowu atakując Mahiru pocałunkami.

<Mahi?>

Od Mahiru CD Costina

Oddałem delikatnie pocałunek, a jako, że musiałem się lekko nachylić, przewróciłem się do tyłu, a Costin zawisnął nade mną. Podparł się ręką o materac, koło mojego ramienia, a ja odezwałem się z rumieńcem na policzkach:
-Wybacz, całowanie jeszcze słabo mi wychodzi-zaśmiałem się z uśmiechem na twarzy.
-Chcesz poćwiczyć?-Zaproponował przez śmiech. Kiwnąłem głową nieśmiało, a Costin ponownie mnie pocałował. W pewnym momencie nachylił się bliżej mnie i wsadził mi prawą rękę pod koszulkę, w tym samym momencie mnie całując. Spojrzałem na niego zażenowany, próbując mu bezsłownie uświadomić, że średnio podoba mi się to, jak wsadza mi łapy po koszulkę.
-No co? Oficjalnie jesteś moim chłopakiem, więc mi wolno-zaśmiał się, szczególnie podkreślając słowa "moim chłopakiem". Po tych słowach delikatnie mnie pocałował, prawdopodobnie po raz tysięczny w tym dniu.


<Costin?>

Od Costina cd Mahiru

- Uwierzyłbyś, gdyby ktoś parę miesięcy temu powiedział, że uda mi się cię poderwać? Bo ja nie. Wydawałeś się taki nieosiagalny i niedostępny. Przyznasz jednak, że moja piękna francuska uroda działa cuda - szepnąłem wprost do ucha Mahiru.
- Zamknij się - zaśmiał się, a ja po raz kolejny złączyłem nasze usta.
- Myślisz, że jak będzie wyglądał nasz ślub? Mogę poznać twojego wujka? Ja żadnej rodzinki nie mam, więc mogę przedstawić ci Troye'a - mruknąłem cicho. - Najważniejsze, że w końcu jesteś cały mój - zamruczałem i znowu złączyłem nasze usta.

<Mahi?>